literature

wakaShitsuji - I rozdzial

Deviation Actions

FarronSisters's avatar
Published:
133 Views

Literature Text

I rozdział


Był ciepły,  majowy poranek. Błękitnego nieba nie szpeciła żadna chmura.

Sophie wyglądała za okno i przyglądała się słońcu. Żałowała, że nie może tak po prostu wyjść i pochodzić po ogrodzie. Właściwie, czemu nie? - pomyślała. Jednak po chwili uświadomiła sobie własną głupotę. Nie może tego zrobić, bo Susan będzie się o nią martwić. Ojciec Sophie stwierdził, że nie wystarcza jej zwykła pokojówka i miał znaleźć kogoś nowego. Od tego czasu Susan wykonywała wszystkie swoje codzienne obowiązki i jeszcze dodatkowo te dawnej pokojówki. Sophie nie uważała, że to dobre rozwiązanie, ale przecież dziś miało się to zmienić.

Ale mogła jej przecież pomóc. Było jej bardzo żal Susan, więc zawsze starała się ją wyręczać. Zazwyczaj kończyło się to niepowodzeniem , ale Sophie nie należała do osób, które szybko się poddają. Podeszła więc do swojej toaletki i zaczęła rozczesywać włosy. Szło jej całkiem dobrze, przecież to nie było trudne. Nie chciała, żeby służba robiła za nią takie proste rzeczy. Ale niestety, to były ich obowiązki. Po chwili jej złote loki były rozczesane, więc wybrała sobie ubrania i sukienkę. Wzięła tą żółtą z falbankami i wielką kokardą z tyłu. Jak słońce – pomyślała.

Dziewczyna nie chciała się jeszcze ubierać, wiedziała, że Susan wyjdzie to o wiele lepiej. Postanowiła z tym poczekać. Położyła się na łóżku i pogrążyła w rozmyślaniach. Rozważała przede wszystkim jedną sprawę.

Jej ojciec był jednym z najbogatszych biznesmenów w mieście. Jego firma zajmowała się wyrobami cukierniczymi, popularnymi w całym kraju. Miał oczywiście sporą konkurencję. Dwa tygodnie temu Sophie została porwana dla okupu. Okazało się, że jej poprzednia pokojówka nie dopilnowała jej  i za to została zwolniona. Sophie nie przeżywała za bardzo tego porwania. Przecież w końcu jest bezpieczna, więc jakie to ma znaczenie?  Dobrze wiedziała, że jakieś ma. Może nie dla niej, ale na pewno dla jej rodziców. Zdecydowali, że ich córka musi mieć lepszą ochronę. Dlatego powiedzieli, że do dzisiaj znajdą kogoś innego. Zastanawiała się, któż to taki będzie i czy w ogóle wpłynie to na jakość  jej codziennego życia.
- Jakby moje życie w ogóle ich obchodziło – szepnęła.
Nagle do jej pokoju weszła Susan.
- Dzień dobry, panienko – przywitała się i skłoniła.
Była uśmiechnięta, tak jak zawsze, mimo swojego zmęczenia.  Prawdopodobnie tylko Sophie dostrzegała kropelki potu na jej czole. A może raczej tylko ją obchodziły?
- Dzień dobry, Susan.

Pokojówka zaczęła oporządzać dziewczynę. Nie zauważyła efektów jej wcześniejszych działań – włosy musiały jej się znowu poplątać, kiedy leżała na łóżku.  Ale skromność Sophie nie pozwalała jej się pochwalić.
W końcu podeszła do sukienki leżącej na krześle.
- Mogę dziś ubrać tą? - zapytała.
Ależ oczywiście, panienko. Którą tylko sobie życzysz.
Susan cały czas była taka miła, uprzejma no i wiecznie uśmiechnięta. Sophie doceniała to, ale zarazem bardzo ją to denerwowało. Nie lubiła, kiedy ludzie ukrywali swoje prawdziwe uczucia. Ale przecież taka była jej praca.
- Susan, czy mogę cię o coś zapytać?
- Oczywiście, panienko.
To wieczne powtarzające się „panienko" również ją irytowało. Nie tylko Susan tak do niej mówiła. Ja mam imię, jestem Sophie – pomyślała.
- Mów mi po imieniu, dobrze?
Pokojówka zdziwiła się lekko, ale przecież musiała robić wszystko, o co ją prosi.
- Dobrze,... Sophie. Więc o co chciałaś mnie zapytać?
- Czy widziałaś tego człowieka, który ma mnie od dzisiaj pilnować?
- Niestety nie, ale zobaczysz go po obiedzie.
Po obiedzie?! Co ja będę robić do tego czasu? - myślała.- No trudno.

Czas przed obiadem dłużył jej się niesamowicie. Każda prywatna lekcja,  każda rozmowa, posiłek wydawały jej się wiecznością. Przy nauczycielach nie kryła swojego znudzenia, ale oni byli już przyzwyczajeni, że „panienka" okazuje swoje emocje całą sobą. Taki miała charakter. Tego dnia nawet spacer po słonecznym ogrodzie nie mógł odwrócić jej uwagi od tego wydarzenia. Najbardziej irytujące było to, że nikt nic nie wiedział, a Sophie pytała o to całej służby. Przecież nie spytam ojca – pomyślała. Jednak była jeszcze jedna osoba, która mogła jej udzielić odpowiedzi na to pytanie, a mianowicie jej brat – Arthur. Miał dwadzieścia jeden lat i wiedział o wszystkim, co miało miejsce w rezydencji, niemal tak samo jak ojciec. Szybko zdecydowała się pójść do jego pokoju.

Stanęła przed drzwiami i zapukała.
- Wejść! - odpowiedział jej męski i stanowczy głos.
Sophie weszła do środka. Swojego brata zastała przy biurku, pochłoniętego papierkową robotą.  Obok niego stała Iga – jego osobista pokojówka. Kasztanowe włosy miała jak zwykle upięte w kok. W przeciwieństwie do Susan prawie nigdy się nie uśmiechała i niewiele mówiła. Tym razem również miała smutny wyraz twarzy. Skinęła tylko głową na powitanie.
- Witaj, bracie – przywitała się dziewczyna.
- Witaj, Sophie – odpowiedział jej Arthur miłym głosem. Właśnie za to siostra go najbardziej lubiła. Gdyby nie chciał jej widzieć, odpowiedziałby jej tym samym tonem, jakim kazał jej wejść. A jako że teraz oderwał się od pracy, a na jego twarzy zakwitł uśmiech, wiedziała, że cieszy się na jej widok. Czasem miała wrażenie, że był jedyną osobą, którą obchodziła jej egzystencja. No i byli do siebie bardzo podobni. Te same kocie, zielone oczy,  ten sam lekki uśmiech i ta sama szczerość. Ta ostatnia cecha u obojga miała dobre i złe strony. Sophie cieszyła się, że przy niej tych złych z reguły nie pokazuje.
- W czym mogę Ci pomóc, siostrzyczko?
- Mam jedno pytanie... - zaczęła, podchodząc do biurka brata. - Wiesz może kto będzie się mną od dzisiaj opiekował?
Oparła się łokciami o jego biurko.
- Bardzo kompetentna, odpowiedzialna i silna osoba.
- A więc ty? - zaśmiała się Sophie, po czym dodała błagającym tonem: - Proszę, powiedz!
- Nie.
- Proszę, proszę, proszę!
- Nie.
Westchnęła. „Nie" znaczy „nie" - nic więcej jej nie powie. Trudno.
Kiedy Arthur zobaczył, że to koniec dyskusji, zmienił temat:
- Byłem ostatnio w mieście...
- ...i znowu mnie nie zabrałeś...- przerwała Sophie naburmuszonym tonem.
- Byłem tam tylko w sprawach służbowych. Tylko byś się nudziła. W każdym razie masz całkiem spore...powodzenie.
Siostra nie wiedziała, o co mu chodzi. Mówił dalej:
- Wiesz byłem u kilku znajomych...
- ...na pewno w „sprawach służbowych" - zadrwiła Sophie, ale tym razem brat ją zignorował.
- … i okazuje się, że gdybyś chciała wyjść za mąż, już teraz mógłbym ci przedstawić bardzo długą listę kandydatów – dokończył, po czym uśmiechnął się nonszalancko i zaczął bawić się włosami siostry.
Sophie jakoś to nie obchodziło.
- „Gdybym chciała" mówisz...
- A chcesz?
- Nawet gdyby, to i tak nie będzie to zależało ode mnie.
Arthur spochmurniał. Wiedział, o kim mówi siostra.
- Możesz IM takie rzeczy mówić – mówiła Sophie, wychodząc. - Mnie to zupełnie nie obchodzi i prawie w ogóle nie dotyczy.
- Sophie... - zaczął jej brat, ale ona już wyszła.

To, co powiedziała, niestety było prawdą. Większości rzeczy w swoim życiu nie planowała ona, a jej rodzice. Zazwyczaj w ogóle nie obchodziło ich  jej zdanie. Dlatego Sophie już od dwóch lat planowała uciec z rezydencji. Ale nie była głupia, wiedziała, że nie może. Po pierwsze, sama sobie nie poradzi. A po drugie, nie chciała martwić brata, którego jedynego z całej rodziny naprawdę kochała. Ale mimo tych powodów, nie przestawała myśleć o ucieczce. Kiedyś się usamodzielni, wytłumaczy wszystko bratu, a wtedy będzie mogła być wolna. Wiedziała, że to nie będzie takie proste, ale nie przestawała w to wierzyć. Kiedyś na pewno jej się uda. Musi się udać.

W jej rodzinie nie było zwyczaju jadania wspólnych posiłków. Wynikało to przede wszystkim z tego, że każdy wstawał o innej porze. Taki układ odpowiadał Sophie. Wolała unikać rodziców kiedy tylko się dało. Sprzyjającym temu faktem było to, że tylko obiad jedli razem. Śniadanie,  lunch i podwieczorek jadła zazwyczaj sama.

Weszła do swojego pokoju. To w nim spędzała większość swojego czasu. Samotnie. Często miała wrażenie, że jest to bardziej jej więzienie niż dom. Zwłaszcza od czasu porwania, kiedy nie można jej było w ogóle wychodzić poza teren rezydencji. Ale obiecano jej, że to się zmieni. Właśnie dzisiaj.

Patrzenie się w sufit przerwało jej czyjeś pukanie do drzwi.
- Proszę... - W takich sytuacjach starała się, aby jej ton był milszy. Na pewno udawało jej się to bardziej niż Arthurowi.

Do pokoju weszła Iga. Jak zwykle tylko skinęła głową na powitanie. Sophie to satysfakcjonowało – przynajmniej nie mówi do niej „panienko". Chociaż gdyby cokolwiek mówiła, to by jej chyba nie zaszkodziło...

Przyniosła list dla Sophie od Arthura. Często pisali sobie takie liściki. Włożony w kremową kopertę, ozdobiony różową kokardą. Jak zwykle się postarał.
- Mój pan – zaczęła mówić Iga, kiedy dziewczyna badała fakturę papieru. Miała taki spokojny, relaksujący głos. - prosił o szybką odpowiedź. Czy mogłabym ją od razu dostarczyć? Oczywiście, po przeczytaniu.
- Tak, oczywiście.
Sophie otworzyła kopertę i zaczęła czytać list:



"Słodka Sophie,
mam nadzieję, że się nie obraziłaś na mnie z powodu wcześniejszej rozmowy. Pewnie nie, ale muszę się upewnić.
Przepraszam za tamto i w ramach rekompensaty zapraszam Cię na podwieczorek w ogrodzie w moim (skromnym) towarzystwie. Odpisz, czy się zgadzasz.
Będę zaszczycony Twoim przybyciem.  
Arthur                      

PS Właśnie wtedy pokażę Ci Twojego nowego „opiekuna"."



Sophie takie listy zawsze zachowywała. Ten również włożyła do szuflady, po czym wzięła papeterie i zaczęła pisać:


"Kochany Arthurze,
oczywiście, że się nie gniewam. Na Ciebie? Proszę!
Dziękuję, z chęcią przyjmuje zaproszenie.
SS            

PS  DOPIERO?!"            


Włożyła list do koperty, a Iga zaniosła go odbiorcy.

Sophie zastanawiała się nad słowem „opiekun". Czy Arthur przypadkowo użył rodzaju męskiego? To nie pokojówka, więc kto?

W końcu  przyszedł czas na obiad. Chyba nikomu tak jak Sophie to słowo nie kojarzyło się tak wyjątkowo nieprzyjemnie. W końcu musiała pójść do jadalni, była trochę spóźniona.    

Pokój miał czerwone ściany, wielkie okna z bordowymi zasłonami i wielkim, długim stołem z wiśniowego drewna. Dla Sophie to pomieszczenie było zbyt ciemne, ale przecież nie wystrój był jej największym problemem.

Na końcu stołu po prawej stronie zwyczajowo siedział Arthur, na drugim ich ojciec,a obok  niego matka. Miejsce Sophie było obok brata. Tym razem również tak było.

Kiedy wchodziła starała się, aby ton jej głosu był w miarę znośny.
- Dobry wieczór – przywitała się. - Przepraszam za to małe spóźnienie.
Wyjątkowo przymknę na to oko -odparł ojciec. Był to już dosyć stary człowiek, wskazywały na to posiwiałe włosy, zmarszczki wokół oczu i momentami zachrypiały głos. - Musimy porozmawiać,  więc już siadaj.
Dziewczyna bez słowa usiadła obok Arthura.
- Wiesz, że razem z twoim bratem szukaliśmy dla ciebie kogoś, kto by cię ochraniał – ciągnął ojciec, po czym z satysfakcją spojrzał na syna. - Znaleźliśmy ci idealnego lokaja.
- Lokaja? - zdziwiła się Sophie.
- No tak. Przecież nie zatrudniłbym kolejnej nieudolnej pokojówki.
Dobrze, że Arthur kopnął siostrę w nogę pod stołem, bo nie było wiadome, jakie ujście znajdzie sobie jej wściekłość.
Jak możesz tak mówić? „Nieudolne"? Znaczą dla mnie w życiu więcej, niż ty! - chciała wykrzyczeć, ale spojrzenie brata  jej na to nie pozwoliło.

Dziewczyna prawie nic nie jadła. Kazanie rodziców o odpowiedzialności zniechęciło ją do jedzenia.
- Nie jestem głodna – tłumaczyła troskliwemu bratu.- Możemy już iść?
- Nie za bardzo nam wypada, przecież wiesz...
- Szczerze? W ogóle mnie to nie interesuje.
Po tych słowach odeszła od stołu nie zważając na reakcję rodziców.  Dopiero za drzwiami jadalni mogła się trochę rozluźnić.

Poszła na dwór i czekała na Arthura. Usiadła przy małym stoliku i wpatrywała się w księżyc. Nie był jeszcze do końca na swoim miejscu. Czekała więc, aż słońce opuści swoją wartę.

Na to pierwsze nie czekała zbyt długo.
- Wybacz, ale nie mam już ochoty na podwieczorek – powiedziała do brata. - I w ogóle na nic.
- Powinnaś ich przeprosić – zasugerował Arthur zajmując miejsce obok siostry. Miał jej przekazać, co rodzice sądzą o jej zachowaniu, ale stwierdził, że sobie daruje.
- Zapomnij.
- Tak myślałem – westchnął przyzwyczajony do takich sytuacji.
- Kompletnie popsuli mi dzisiejszy nastrój – powiedziała spokojnie dziewczyna, ale za chwilę była już bliska krzyku: - On nie miał prawa tak o nich mówić!
Arthur był zdziwiony reakcją siostry, mimo iż wiedział o jej przywiązaniu do służby (choć zupełnie tego nie rozumiał).
- Słuchaj – zaczął. - Wiem, że ich nie lubisz...
- „Nie lubię"? Ja ich NIENAWIDZĘ!
To była prawda. Od wszystkich oznak tego uczucia powstrzymywała się tylko ze względu na brata. Brata, który ich pewnie kocha. Tak, jak dziecko powinno kochać swoich rodziców. Sophie nie rozumiała tego uczucia.
- Cóż, nieważne – mówiła już opanowanym głosem dziewczyna. - Moje zdanie i tak się tu nie liczy.
Arthur już chciał zaprzeczyć, ale przerwała mu:
- Wyjątkowo nie przyszłam do ciebie po to, aby się użalać. Miałeś mi kogoś przedstawić.
Jej brat zrozumiał, że dalsza rozmowa nie ma sensu i bez słowa odszedł do domu.  Jego mina sprawiła, że Sophie miała lekkie wyrzuty sumienia. Postanowiła je zignorować i cierpliwie czekała na swojego lokaja.

No właśnie. Na lokaja. Nigdy nie miała lokaja. Widziała ich oczywiście nie raz. Tylko czy oni nie byli przypadkiem bardzo, bardzo starzy? No i na pewno nie byli od czesania włosów i ubierania. Dziewczyna miała nadzieję, że albo się myli, albo że akurat ta osoba będzie wyjątkiem.
Zastanawiała się jeszcze, czy w ogóle jest jej potrzebna kolejna osoba, dla której będzie tylko jakąś „panienką". To nie znaczy, że nie lubiła Susan – jej życzliwość i zaangażowanie w swoją pracę  rekompensowało to, jak ją nazywała. W zasadzie, czy to w ogóle będzie jakaś różnica? Całe podniecenie i ciekawość uleciały z Sophie podczas „podwieczorku". Chciała wreszcie pójść do łóżka i obudzić się następnego dnia, (oby) z  lepszym samopoczuciem.

W końcu usłyszała kroki. Kroki, na które czekała cały dzień. Jednak teraz nawet nie odwróciła się, aby zobaczyć, kto idzie.  Ale trudno było powstrzymać się od sprawdzenia tożsamości posiadacza tak pięknego głosu:
- Dobry wieczór, moja pani.
Serah: Pierwszy rozdział mojej powieści.
Akcja rozgrywa się w XIX wieku w Anglii.
Cała książka zadedykowana Idze i Eli.
Jak Wam się spodoba, to będę dodawać następne rozdziały.

('by Serah' mi się nie zmieściło xD)
© 2011 - 2024 FarronSisters
Comments8
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Igiss's avatar
Warum Polnisch?
Versuchen Sie, die Englisch oder Deutsch ...